W szkołach panuje testomania. Ich idea? "Idiotyczna. Wyrzucić ją z hukiem!"
Testy sprawdzające wiedzę nie są bodźcami pozytywnie wpływającymi na rozwój uczniów - wynika z najnowszych badań przeprowadzonych przez Narodową Akademię Nauk USA. - Idea testów była absolutnie idiotyczna i powinna być wyrzucona z hukiem - komentuje prof. Łukasz Turski.
"Pomimo, że są używane od dekad, bodźce w postaci testów nie miały pozytywnego wpływu na osiągnięcia ucznia" - czytamy w konkluzji badań przeprowadzonych przez Narodową Akademię Nauk USA - najważniejszą instytucję naukową w Stanach Zjednoczonych. Raport opublikowany przez nią pod koniec maja dotyczy oczywiście Stanów Zjednoczonych, jednak zdaniem prof. Łukasza Turskiego z Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauk, powinniśmy już teraz patrzeć na badania zza oceanu.
- Konkluzja tych badań pokazuje, że testy w większości szkodzą w podniesieniu poziomu nauczania - uważa Turski. Jego zdaniem epoka testów minęła. - Nie ma żadnego powodu, żeby w XXI wieku sprawdzać wyniki ucznia przy pomocy tej metody - podkreśla.
W opinii Turskiego współczesna technologia i metody komunikacji pozwalają znacznie lepiej poznać ucznia. - Trzeba się zastanowić jak te współczesne metody wykorzystać do analizy ucznia. I to się dzieje już w Stanach Zjednoczonych - uczelnie odchodzą od przyjmowania uczniów w oparciu o wyniki testów. Dzisiejsze narzędzia pozwalają nam poznać wiedzę ucznia, przeanalizować go i poznać jego predyspozycje psychiczne zupełnie inaczej niż przy pomocy testu - mówi profesor.
Polska testomania
- Nie jesteśmy skazani na testy i głupie klasówki. To był przejściowy okres cywilizacji - uważa.
W Polsce uczniowie poddawani są testom już od pierwszych lat szkolnych. W maju odbył się test trzecioklasistów. Był on dobrowolny dla szkół, jednak pomimo tego w kraju zgłosiło się do niego ponad 10 tys. podstawówek, czyli blisko 80 proc. wszystkich tego typu placówek. Dzieci dostały do rozwiązania dwa testy. Pierwszy badał umiejętności językowe, drugi matematyczne. Zdaniem ekspertów dziewięciolatki wypadły lepiej niż się tego spodziewano, najwięcej zaś problemów dzieci miały z matematycznymi zadaniami tekstowymi, ponieważ spora grupa maluchów... nie czyta zadań z treścią, tylko patrzy na pojawiające się w nich liczby i automatycznie dokonuje na nich działań.
Kolejne testy dzieci rozwiązują pod koniec szkoły podstawowej - test szóstoklasisty. Nie da się go nie zdać i nie wpływa on na rekrutację do gimnazjów. Składa się z pytań zamkniętych i otwartych, a oceniany jest w 40-punktowej skali.
Dalej - egzamin gimnazjalny. Ten test już wpływa na dalszy etap rozwoju dziecka i jest konieczny do ukończenia szkoły. Wstępne wyniki z tegorocznego egzaminu już opublikowała Centralna Komisja Egzaminacyjna. Średni wynik uzyskany przez gimnazjalistów to 25,31 na 50 możliwych do zdobycia punktów z części humanistycznej i 23,63 na 50 z części matematyczno-przyrodniczej.
Następne testy czekają pod koniec liceum - egzamin maturalny. Zastąpił po reformie z 1999 roku egzamin dojrzałości, wtedy zmieniła się też formuła tego sprawdziany - teraz składa się z zadań zamkniętych - testu - i otwartych.
Szkoła jak taśma produkcyjna
- Idea testów wzięła z tego najgorszego momentu szkoły, kiedy opanowali ją ludzie uważający, że ma ona działać jak taśma produkcyjna Taylora i że trzeba wymyślić próbny pomiar tego, czego dziecko się nauczyło - mówi prof. Turski. - Na końcu zwykłej taśmy produkcyjnej przychodzi facet i sprawdza samochód: koła cztery ma? Ma. Kierownica jest? Jest. Kolor czerwony? Jest. Ale człowiek to nie jest samochód! - apeluje. - Ta idea Taylora była absolutnie idiotyczna i powinna być wyrzucona z hukiem. Ja nie mówię, że to ma się jutro stać, ale kiedyś trzeba zacząć.
- Szkoła to nie jest fabryka. Tu się żywe dzieci uczy - podkreśla Turski. Podsumowuje, że w szkołach w końcu "uczy się dziecko, a nie przedmiotu".
Źródło: Tokfm.pl