Kto uświadomi nastolatka?
Miłość - to właśnie gimnazjaliści stawiają na pierwszym miejscu jako warunek do osiągnięcia szczęścia w życiu. Na drugim miejscu: zdrowie, potem wiarę. Takie wartości jak wolność i uczciwość są na dalszych pozycjach. Rodzice gimnazjalistów stawiają raczej na udane małżeństwo i posiadanie dzieci. Sprawdził to Interaktywny Instytut Badań Rynkowych, na zlecenie GazetaEdukacja.pl. W grudniu badacze przepytali 1250 osób, wśród nich: gimnazjalistów, ich rodziców i grupę dorosłych Polaków.
Co wyszło z badań?
Gimnazjaliści: Seks znamy z internetu
Siedem na dziesięć szkół organizuje lekcje "seksu", czyli "Wychowania do życia w rodzinie". Większość nastolatków (81 proc.) w nich uczestniczy, choć tylko 61 proc. uważa, że takie lekcje są potrzebne. Bo dzięki nim "zdobędą wiedzę" (27 proc.) i przygotują się do "radzenia sobie w dorosłości" (17 proc.). Aż 40 proc. nie wie, co odpowiedzieć na pytanie, co im takie lekcje dają. Na pytanie, jakie tematy są poruszane na lekcjach WDŻ, ponad połowa odpowiada - nie pamiętam.
Może dlatego dwa razy mniej nastolatków niż dorosłych jest zdania, że "seks" w szkole powinien być obowiązkowy: aż 71 proc. dorosłych uważa, że zajęcia z "seksu" powinny być obowiązkowe, w podobny sposób myśli tylko 33 proc. uczniów.
40 proc. gimnazjalistów uważa też, że takie lekcje w ogóle nie są potrzebne, omija je niemal co piąty z tych, którzy mają do zajęć dostęp! Dlaczego? Niemal co piąty uczeń uważa, że niczego się tam nie nauczy. Wielu jednak (43 proc.) przyznaje, że właściwie nie wie, czemu nie chodzi na "seks". - O seksie dowiadujemy się od kolegów i z internetu - mówi co dziesiąty gimnazjalista. Nic dziwnego - mało który (mniej niż 20 proc.) ma pojęcie o tym, że jest kilka podręczników do "seksu" .
Czego by się z nich gimnazjaliści chcieli dowiedzieć? Najbardziej chcieliby porozmawiać po prostu o seksie: intymności, inicjacji, seksualności oraz o antykoncepcji. Bardzo chętnie dowiedzieliby się czegoś na temat chorób przenoszonych drogą płciową. Co innego ich rodzice - oni pragną, by w szkole ich dzieci zgłębiały kwestie związane z szacunkiem dla siebie
i innych, tolerancją albo odpowiedzialnością.
Aleksandra Józefowska z Grupy Edukatorów Seksualnych "Ponton", która od kilku lat prowadzi wakacyjny telefon zaufania: - Nastolatki coraz częściej pytają o antykoncepcję, brakuje im podstawowej wiedzy o fizjologii i dojrzewaniu. W tym roku zadzwoniło tam kilka 13-latek w ciąży. - Seks jest modny, młodzież ulega presji reklam przesyconych seksem. Ale wiedzę czerpią z internetu, w którym pełno wulgaryzmów i pornografii.
Rodzice: Niech szkoła uczy o seksie
Mimo to rodzice gimnazjalistów w większości są przychylni lekcjom "seksu" w szkole (83 proc.), ale co trzeci nie umie powiedzieć, do czego mogłyby się jego dziecku przydać. Ci, którzy mają zdanie, przyznają po prostu, że sami nie potrafią z dziećmi o tym rozmawiać - niemal co piąty uważa, że szkoła powinna przejąć obowiązek wprowadzania ich dzieci w świat seksu. Bo w domu nie ma porozumienia między pokoleniami.
Ciekawe, bo dzieci tego tak nie widzą - prawie żaden nie myśli tak o rodzicach. Przeciwnego zdania są również ci dorośli, którzy nie chcieliby "seksu" w szkole - mówią, że wiedzę o tym powinni przekazywać dzieciom właśnie rodzice! Poza tym - twierdzą - takie lekcje psują młodzież, bo zbyt wcześnie zachęcają do seksu.
W większości rodzice nie wiedzą nawet, co tak naprawdę dzieje się na szkolnym "seksie". Przyznaje się do tego 73 proc. badanych.
Nie mają też pojęcia (prawie 80 proc.), że jest kilka podręczników WDŻ do wyboru.
Ale jeśli wypisują dziecko z zajęć, to głównie dlatego, że nie zgadzają się ze światopoglądem nauczyciela.
Zbigniew Izdebski, pedagog i seksuolog: - Kiedyś też sądziłem, że to na rodzicach spoczywa główny ciężar przygotowania dzieci do życia płciowego. Zmieniłem zdanie. Wiem, że rodzice mają prawo sobie z tym nie poradzić. To szkoła powinna edukować o seksualności, podobnie jak edukuje z chemii czy geografii. Bo jedynie dobrze prowadzona edukacja seksualna może wpłynąć na opóźnienie wieku seksualnej inicjacji młodzieży. A nawet jeśli jej nie zapobiegnie, to sprawi, że seks będzie bezpieczniejszy nie tylko w sensie antykoncepcji, ale również chorób przenoszonych drogą płciową. Pomysł, że edukacja seksualna zbyt doprowadzi do pobudzenia erotycznego młodzieży, radziłbym wsadzić między bajki. W takim razie nie powinniśmy uczyć chemii ze strachu, że nam dzieci powysadzają mieszkania w powietrze, kiedy się tylko dowiedzą, jakie substancje mają właściwości wybuchowe.
Szkoła: Podręczniki? A po co?
Lekcje WDŻ prowadzą najczęściej nauczyciele wiedzy o społeczeństwie lub historii - bo do niedawna "seks" był programowo zaliczany do WOS-u.
Rzadko "seks" prowadzi szkolny psycholog czy pedagog, choć to ich właśnie - obok seksuologów - widzieliby na tym miejscu najchętniej ankietowani dorośli Polacy (nie tylko rodzice uczniów). Zdarza się też, że seks prowadzą katechetki.
Szkoły rzadko proponują uczniom podręczniki - te obowiązują zaledwie co dziesiątego ucznia. Najpopularniejszy jest "Wędrując ku dorosłości" pod redakcją Teresy Król. 60 proc. spośród nielicznych korzystających z podręczników ma pod ręką właśnie jej książkę.
Badacze na potrzeby GazetaEdukacja.pl analizowali także treść sześciu podręczników do wychowania do życia w rodzinie. Okazało się, że nie każdy jest światopoglądowo neutralny - choć podręczniki dopuszcza do użytku w szkole MEN. W kilku treści przedstawiane są jednostronnie i poddane ocenie z jednego, określonego etycznie punktu widzenia, odmienne poglądy są w nich dyskryminowane. Zdarzają się też treści niezgodne z najnowszymi ustaleniami naukowymi.
- Nie korzystam z podręczników - przyznaje Izabela Kopik, psycholog i nauczycielka WDŻ z Prywatnego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. I.J. Paderewskiego w Lublinie. Z uczniami rozmawia nawet o technikaliach seksualnej inicjacji. Chociaż uczy ich jednocześnie, że powinni zaczynać najwcześniej po osiemnastce. - W podręcznikach nie znajduję odpowiednich treści. Rodzina? Jest odmalowana tak idealnie, że trudno byłoby ten obrazek porównywać do tego, co uczniowie znają z życia albo telewizji. Warsztaty komunikacji? Nie ma. Antykoncepcja? Najwyżej 30 proc. tego, co aktualne na rynku, i do tego w podręczniku, który kupiłam, zostało to poddane etycznej, negatywnej ocenie.
Izdebski: - W Polsce nie traktuje się edukacji seksualnej poważnie. To ciągle sprawa światopoglądowa i polityczna. Powinniśmy przedstawiać uczniom kwestie ich seksualności neutralnie światopoglądowo. Jeśli mówimy o antykoncepcji - wystarczy przedstawić metody ich skuteczność, i tyle. W szkole często spotykamy inny model: jeśli nauczyciel jest katolikiem, przedstawia ten temat z perspektywy własnego światopoglądu. To znaczy przedstawia głównie metody naturalne, wszystkie inne poddaje totalnej krytyce.
Źródło: Gazeta Wyborcza
|