Kto uczy polskie dzieci?
Tym, co taki postęp czyni, są zmiany u źródła, a nie u ujścia. W przypadku nauczania źródłem są nauczyciele, a ujściem uczniowie. Natomiast MEN od wielu lat zajmuje się niemal wyłącznie uczniami, traktuje ich jak króliki doświadczalne, jak fast-food, którym można wypchać zapotrzebowanie na edukacyjny progres. Tymczasem wypadałoby rozpocząć reformy od zmiany systemu nauczania nauczycieli, nie uczniów.
Zmiana podręczników na nowsze (bo raczej nie na nowoczesne), ma się tak do zmiany w mentalności nauczycielskiej jak prędkość lekarskiego skalpela do prędkości zmian ewolucyjnych ludzkiego wyrostka robaczkowego. Problem, jak nauczyć nauczyciela, żeby był dobrym nauczycielem, to bardzo poważny problem. Wymaga wielu przemyśleń, planu, potem zmian a w końcu systematycznej pracy. Wymaga długiego czasu.
A w Polsce?
Po pierwsze, nauczycielem może zostać każdy: ktoś kto nie lubi dzieci, alkoholik, typ agresywny, nieprzyjemny, nie budzący zaufania itp. Jak to? A tak to! Nikt nie sprawdza predyspozycji do wykonywania zawodu nauczyciela, żadnych testów psychologicznych, konsultacji, komisji, nic! Opanujesz materiał (wystarcza przeciętna zdolność zapamiętywania) droga do zawodu stoi otworem!
Ktoś powie, że przecież w czasie studiów obowiązują praktyki w szkole. Owszem, ale na na końcowych latach studiów, a to już jest stanowczo za późno! Zresztą spora część studentów przyznaje, że praktyki sobie „załatwia”.
W Wielkiej Brytanii, jeśli ktoś po maturze wie, co chce studiować, to najpierw odbywa staż, półroczny, roczny, w każdym razie długi! Taki staż jest testem pokazującym, czy faktycznie ktoś chce i nadaje się do wymarzonego zawodu. Jeśli tak, to wtedy zapisuje się na odpowiedni kierunek studiów, jeśli nie, ma szanse to zmienić.
W Polsce na system kształcenia nauczycieli narzekają sami nauczyciele i studenci. Stanisława Włoch z Uniwersytetu Opolskiego pisze ”Analizując dotychczasowe rozważania jak i przeprowadzone w Polsce badania można wnosić, że rodzime kształcenie nauczycieli jest systemem, który nie spełnia oczekiwań oświaty i nie uwzględnia dokonujących się zmian i przeobrażeń cywilizacyjnych, bowiem nadal tkwi w stereotypach i schematach przyjętych z przeszłości.” (...)
”Kształcenie nauczycieli w zakresie przygotowania zawodowego, praktycznego jest niepełne i niezadowalające. Charakteryzuje się przeteoretyzowaniem przekazywanych treści, które są niejednokrotnie zdezaktualizowane i mało przydatne w praktyce szkolnej. Brak powiązania teorii z praktyką, rozwijania refleksyjności i kompetencji w zakresie rozwiązywania problemów wychowawczych oraz nawiązywania kontaktu werbalnego z uczniami. Z wypowiedzi dyrektorów szkół, metodyków, wizytatorów wynika, że nauczyciele (...) nie potrafią porozumiewać się z uczniami, dokonywać wyborów i pokonywać trudności adaptacyjnych. Największe kontrowersje budzi nieznajomość wiedzy teoretycznej i praktycznej dotyczącej dziedziny wychowania.
Dodam, że przyszłych nauczycieli bardzo często kształcą teoretycy, którzy na co dzień nie mają żadnej styczności z uczniami i realiami szkolnymi. Stąd nauczyciel w Polsce zaczyna pracę od szoku, potem następuje powolna zapaść spowodowana stresem wywołanym poczuciem uwięzienia w systemowej pułapce. A uczeń patrzy...
Czepiamy się uczniów, że gbury, lenie, tłuki. A co my im mamy do zaoferowania? Nowy podział na szkoły? Nowy podręcznik? Nową maturę? Nie tego potrzebują! Potrzebują mądrych i twórczych nauczycieli, którzy rozumieją, na czym polega ich zawód i którzy są do tego zawodu gruntownie przygotowani.
wp.pl
|