Matura w wersji XXL
Nie wiem, czy zmęczenie pozwoli mi zdać maturę - martwi się Piotrek, tegoroczny maturzysta z Płocka (chce studiować prawo). Jego egzamin dojrzałości to będzie prawdziwy maraton i test wytrzymałości. I to dzień po dniu!
4 maja. Dzień pierwszy - język polski.
Od godz. 9 test i wypracowanie na poziomie podstawowym. Trzy godziny. Kiedy skończy, pobiegnie do domu na obiad. O 14 znowu trzy godziny egzaminu z polskiego. Pisemny test i wypracowanie, tylko na trudniejszym - tzw. rozszerzonym - poziomie.
Koniec przewidziano na 17.
5 maja. Dzień drugi - matematyka.
Stres dla Piotrka, bo jest z klasy humanistycznej, a to pierwsza obowiązkowa matura z matematyki od 20 lat (nikt nie wie, czego się spodziewać). Na szczęście tym razem tylko trzy godziny, bo Piotrek nie zaryzykuje poziomu rozszerzonego.
6 maja. Dzień trzeci - język obcy.
Od rana łatwiejszy test maturalny na poziomie podstawowym (musi go pisać, choć ma językowy certyfikat dla profesjonalistów). Następnie trzy godziny przerwy i znowu test z angielskiego, tym razem trudniejszy. Wyjdzie ze szkoły późnym popołudniem.
7 maja. Dzień czwarty - test z wiedzy o społeczeństwie.
Uff, tylko trzy godziny, bo znów zdaje tylko na poziomie podstawowym. Podwójny będzie dla niego jeszcze ustny angielski. Rano prostszy (np. opis obrazka), po południu trudniejszy (np. rozmowa o wydarzeniach politycznych). Maturzyści i ich rodzice boją się, że nie wytrzymają... kondycyjnie. Z listu matki maturzysty z Poznania do "Gazety": "Moje dziecko będzie zdawało trzy dni od rana do wieczora matematykę, polski i fizykę. Chyba ktoś, kto to układał, nie przemyślał sprawy. Matura rozszerzona napisana po południu, po porannym wysiłku, wcale nie odzwierciedli wiedzy ucznia. Dziwi mnie, że nauczyciele siedzą cicho!".
Zmiany wprowadziło MEN.
Dotąd było tak: maturzysta mógł wybrać, czy zdaje przedmiot na poziomie podstawowym, czy na rozszerzonym. Wielu wybierało poziom trudniejszy - lepiej punktowany przy naborze na studia. Ale nie trzeba było zdawać obu.
Od tego roku MEN zarządziło:
każdy maturzysta musi zdawać polski, matematykę i język obcy. I każdy na poziomie podstawowym. A kto chce mieć egzamin rozszerzony, niech go sobie zdaje po południu.
Rzecznik MEN Grzegorz Żurawski: - Tworzymy jednakowe warunki dla uzyskania świadectwa dojrzałości. Poza tym, gdy wszyscy najpierw podejdą do poziomu podstawowego, będziemy mogli porównać wyniki. Według MEN dotąd zasady były niesprawiedliwe. Bo świadectwo dojrzałości uczeń dostawał za 30 proc. prawidłowych odpowiedzi - bez względu na wybrany poziom. Sławomir Lorek, dyrektor II LO z Konina: - Uczennica zaryzykowała trudniejszą biologię i nie zdała. Gdyby musiała pisać podstawową, miałaby świadectwo.
- Tylko że ja znam angielski super, a będę musiał najpierw pół dnia wypisywać słówka na prostym teście. A potem, totalnie wyprany, próbować sił na trudniejszym - skarży się maturzysta Jurek spod Warszawy.
Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Krzysztof Konarzewski: - Zalały nas protesty. Ale nie mogłem rozciągnąć egzaminów w czasie, by nie sparaliżować szkół. Szkoda mi maturzystów, ale są dorośli. Na studiach będą mieć jeszcze więcej egzaminów. CKE wywiesiła w internecie komunikat: "Ceną jest narażenie pewnej (niedającej się w tej chwili przewidzieć) liczby młodzieży na trud dwóch egzaminów wciągu jednego dnia i pewnej liczby nauczycieli na pracę w sobotę".
A wystarczy jeden test z każdego przedmiotu z pytaniami łatwiejszymi i trudniejszymi, które jednym uczniom dadzą szansę maturę "tylko" zaliczyć, a innym - popisać się wiedzą. Podobno tak ma być w 2015 r. To po co czekać, a po drodze gnębić maturzystów?
Źródło: Gazeta Wyborcza
|