Związki dla nas, czy my dla związków?
Rozstrzygają się sprawy kluczowe dla przyszłego statusu nauczycieli. Niech się komuś nie wydaje, że przyjęcie w proponowanej formie ustaleń dotyczących zatrudniania "asystentów nauczyciela" nie będzie miało poważnych reperkusji. Będzie miało.
Przypomnijmy sobie "niewinne" wprowadzenie do domów dziecka i pogotowia opiekuńczego dwóch kategorii pracowników. Co się później stało - wszyscy wiemy.
Sprawa jest kluczowa i nawet w takiej sprawie nauczycielskie związki zawodowe nie są w stanie porozumieć się i zająć wspólne stanowisko. Wytykają sobie kto gdzie był, a kto gdzie nie był, "wyzłośliwiają się", wzajemnie insynuują, licytują się, kto więcej zrobił dla szkół i nauczycieli (emerytury nauczycielskie, godziny karciane, pensum specjalistów zatrudnionych w szkole, stołówki szkolne, sposób finansowania oświaty itd., itp. BRAWOOOO). I tak już od lat.
A "władza" zaciera ręce i rozgrywa jednych przeciw drugim.
Czy my jesteśmy dla związków, czy związki są dla nas? Myślę, że nadszedł już czas na jakieś oddolne naciski "dołów" na "góry" aby poszły wreszcie po rozum do głowy i porozumiały się - przynajmniej co do spraw dla nas wszystkich kluczowych.
Może jakieś wspólne stanowiska w tej sprawie wypracowane na poziomie szkoły przez wszystkie działające w niej związki i wysyłanie ich do władz związkowych? Co Wy na to???
|